Czytasz ten wpis w ramach darmowego abonamentu :P. Aby uzyskać dostęp do pozostałych treści, kupuj, kurwa, kawę!
To nie tak, że teraz będę pisał tylko na BMAC. Serio. To czysty przypadek, a na "natężenie" wpisów tutaj kosztem Q-Bloga za każdym razem mam dobre wytłumaczenie! Nie inaczej jest teraz. A było to tak.
Z okazji 25-lecia Matriksa napisałem krótki tekst przypominający to dzieło Wachowskich. Powstał w ramach obowiązków zawodowych, więc farewell, nie dla Q-Bloga kiełbasa. Przypomniałem sobie jednak, że mam przecież tajne przez poufne BMAC, które idealnie nada się do zmaterializowania pomysłu, który przyszedł mi do głowy (choć z drugiej strony pięciu Followersów tutaj, to więcej niż trzech Czytelników tam). Hej, Q, a gdybyś tak przeczytał głosem Morgana Freemana to, co napisałeś i wrzucił to na BMAC w formie "podcastu"? Mędzisz od dawna, że chętnie byś coś ponagrywał, spróbował, zobaczył jak to jest, czas leci, a ty nic nie nagrałeś. Lepszej okazji nie będzie. Tekst gotowy, tylko mikrofon podłączyć i wio. Co może pójść nie tak? Wszystko.
Rozmyślałem nad tym pomysłem z zapałem godnym lepszej sprawy. Jeden powie, że rozważałem wszystkie za i przeciw, drugi, że jak zwykle szukałem wymówek. Ten drugi pewnie miałby rację. W jednej chwili zapał: tak jest! nagram! zrobię z siebie durnia! yeah! W drugiej rezygnacja: a po co to wszystko? Cut to północ z piątku na sobotę.
Kończę gotowanie żurku na Wielkanoc. Dla Żony w wersji barszcz biały. Za chwilę skończą się gotować ziemniaki na sałatkę, a ja w międzyczasie oglądam "Interstellar" (naszło mnie na powtórkę) i podoba mi się bardziej niż za pierwszym razem. Na zmianę - Matthew McConaughey płacze widząc dorosłe dzieci, Q obiera wędzone żeberka, żeby wrzucić je do zupy. Wszystko, co miałem ugotować się ugotowało, jest 00:30. Do końca filmu Nolana ponad godzina. Wybory, życie to wybory! Wybieram... No nagrywanie, inaczej bym tego wszystkiego nie pisał :P.
Nie jestem zadowolony z efektu. Z drugiej strony nagrałem raz, bez powtórek i bez poprawek. Było późno w nocy, więc nie mogłem przesadnie drzeć japy. A ja byłem śpiący i zmęczony gotowaniem. Z jednej strony czytanie gotowego tekstu brzmiało mi sztucznie, z drugiej, gdy wychodziłem poza napisane, było tak sobie (panie kochany, ale do tego się trzeba przygotować, a nie, ze tak z marszu!). No i jednak gardło miałem ściśnięte, choć przecież no stress, mogłem to wywalić do kosza i nikt by nawet nie wiedział. I może tak by było lepiej, bo wydaje mi się jednak, że efekt byłby lepszy pięć lat temu, a nie teraz, gdy dookoła tylu specjalistów od podcastów (choć wielkiego porównania nie mam, bo prawie żadnych nie słucham - z filmowych tylko ten Tarantino, ale uważam, że jest średni). No ale wezmę to i wrzucę. Jutro, bo właśnie na jutro przypada ta rocznica. Dzisiaj powycinałem trochę głupot i za długich przerw, ale nie była to radykalna cenzura tylko jakaś kosmetyka.
Będę też oczywiście prosił o opinie zamkniętego grona Followersów, dla których ów nocny eksperyment jest przeznaczony, ale nie dlatego, żeby łapać nowych naiwniaków stawiających kawę, ale dlatego, że nie mogę się tym tekstem dzielić na lewo i prawo, więc pozostanie on tylko do użytku własnego w ramach zamkniętej społeczności z zamkniętym dostępem dla reszty.
Wesołych Świąt.